Test Ford Ranger Wildtrack – 2,5 tony lekarstwa na drogowe chamstwo

Ford Ranger Wildtrack to nieco grzeczniejsza wersja popularnego pickupa. Mamy tu na myśli jego moc, bo testowany egzemplarz to 2-litrowy diesel, ale na tym jego grzeczność się kończy. To prawdziwy bat na drogowe chamstwo.
Test Ford Ranger Wildtrack – 2,5 tony lekarstwa na drogowe chamstwo

Ford Ranger Wildtrack to ten bardziej cywilizowany Ranger…

Zdjęcia Arkadiusz Dziermański, CHIP.PL
Arkadiusz Dziermański

… a przynajmniej taki idiotyczny pomysł pojawił mi się w głowie. Kompletnie nie wiem skąd, bo Wildtrack to przecież takie samo bydle jak Raptor. Czyli 5370 mm długości, 2208 szerokości (z łopatami lusterkami) i 1884 mm wysokości plus antenka, dzięki której parkingi z ograniczeniem wysokości aut do 2 metrów są dla Was niedostępne. Póki jej nie wykręcicie.

Wildtrack na tle Raptora może wygląda nieco spokojniej, ale przy tych wymiarach i w tym kolorze równie skutecznie przyciąga wzrok. Tak, na polskich droga nie brakuje większych aut, głównie sprowadzanych z USA, ale nadal mówimy tu o samochodzie, który zwyczajnie zasłania większość kolegów stojących obok na parkingu. Ze wszystkimi tego zaletami i wadami, o których mówiliśmy w materiale wideo o jeżdżeniu Raptorem po mieście.

W trakcie testów zauważyłem jedną ciekawą rzecz. Ford Ranger Wildtrack jest autem bardzo… czystym. O ile oczywiście nie wpakujecie go w błoto i kałuże, z czym wiąże się kolejna ciekawostka, karoseria nawet przy opadach deszczu i śniegu pozostaje w zaskakująco czystej kondycji. To oczywiście zasługa wysokiego prześwitu i ogromnych nadkoli.

A o co chodzi z kałużami? Mam wrażenie, że ktoś to zaprojektował specjalnie, ale wjazd w kałużę nawet z niską prędkością powoduje, że woda strzela spod auta pionowo w górę i ląduje na dachu.

Czytaj też: Test Toyota Prius – król powrócił, ale do taksówki już nie wróci

Pickup to pakowne auto? To zależy

Jeśli myślicie, że pickup to idealne rozwiązanie małego bagażnika w aucie to możecie się srogo pomylić. Ale oczywiście klasycznie – to zależy. Tak, przestrzeń ładunkowa z tyłu jest duża, to w końcu 1564 x 1584 x 529 mm. Więc przewożeniu tu wszelkiego rodzaju np. materiałów budowlanych jest wręcz idealne. Albo nieco mniejszych mebli, bo dla przykładu nie udało nam się tu spakować łóżka 140 x 200 cm, oczywiście w częściach. W takim przypadku przydałaby się wersja z pojedynczą kabiną, gdzie długość skrzyni ładunkowej rośnie do 2332 mm długości.

Z przewożeniem zakupów czy typowo turystycznych bagaży będzie trudno. Trzeba się zaopatrzyć w jakieś skrzynie lub skorzystać z uchwytów na bokach (przesuwanych). Inaczej wszystko będzie latać po całej pace. W pakowaniu i zabezpieczeniu ładunku pomaga opcjonalna przesuwana roleta, a czas jej otwarcia to ok 10 sekund. Możemy to zrobić przyciskiem na pace lub na lewo od kierownicy. Do dyspozycji możemy też mieć gniazdko 230V oraz schodek. O taki:

Za bagażnik może też służyć tylna kanapa, w której możemy albo złożyć oparcie, albo siedzenie. Wszystkie mechanizmy odblokowujące są bardzo oporne i wymagają włożenia nieco siły w pociągnięcie specjalnych pasków zwalniających blokady, ale zdecydowanie ma to swój urok.

Czytaj też: Test Hyundai Ioniq 5 – Cyberpunk 2077 już tu jest

Ford Ranger Wildtrack ma miejscami spartańskie, ale świetnie wykonane wnętrze

Wycieczkę po wnętrzu zacznijmy od… wsiadania. Wystające progi i uchwyty nad drzwiami to nie dekoracja, z tego się korzysta. A jeśli uważasz inaczej, czyli jak ja, to szybko zmienisz zdanie jak przydzwonisz w coś głową, kolanem, albo zwyczajnie spadniesz. Swoją drogą tak odkryłem wysuwane uchwyty na napoje, właśnie po uderzeniu w to miejsce kolanem. To nie są szpanerskie dekoracje, to naprawdę bardzo użyteczne elementy i warto z nich korzystać.

Nie zapominajmy, że Ford Ranger to auto robocze i czasem terenowe (w zależności od wersji i fantazji), więc tu nie może być przesadnie luksusowo, co nie znaczy, że ma być jak w Dacii. Za coś płacimy ponad 200 tys. zł. Dlatego też we wnętrzu mamy sporo twardego plastiku, ale przeplatanego bardzo dobrej jakości skórą. Całość bardzo ładnie się ze sobą komponuje, a miłym uzupełnieniem jest lekkie podświetlenie niektórych elementów w charakterystycznym dla Forda niebieskim kolorze.

Wnętrze jest też praktyczne. Uchwyty na napoje na środku plus dwa wysuwane z deski rozdzielczej, bardzo szeroki podłokietnik, podwójny schowek przed pasażerem – na brak funkcjonalności trudno narzekać. Podobnie też ma się kwestia z wygodą podróżowania. Fotele są bardzo duże i szalenie wygodne. W standardzie podgrzewane i regulowane elektronicznie, w przypadku kierowcy w aż 8. kierunkach.

Tylna kanapa, choć na pierwszy rzut oka wygląda jak w leciwym Żuku, też jest bardzo wygodna. Spodziewałem się zbyt pionowo ustawionego oparcia, ale jest zaskakująco wygodnie i nie powinno to przeszkadzać nawet w dłuższej trasie. Nikt nie powinien też narzekać na brak miejsca i nawet trzy osoby zmieszczą się tu bez większego problemu.

Wnętrze jest przyzwoicie wyciszone, ale Ford Ranger Wildtrack to nie jest auto dla osób lubiących ciszę. Diesel mocno hałasuje, a wymiary przekładają się na zerowe właściwości aerodynamiczne, więc w trasie szumu powietrza się nie pozbędziemy.

Czytaj też: Test Skoda Enyaq Coupe RS – tłusta zielona strzała

Ford Ranger Wildtrack ma ekran, który wzbudza nostalgię

Ford Ranger w każdej wersji, poza Platinum i Raptorem, jest wyposażony w 8-calowy ekran kierowcy, który jest parszywej jakości, ale jednocześnie trudno powiedzieć o nim złe słowo. Niska rozdzielczość, fatalna jakość panelu, ale jednocześnie tak sprytnie zaprojektowane grafiki, że całość wygląda jak widok z kamery wnętrza auta w co najmniej 20-letniej grze wyścigowej. Ma to swój urok, a jednocześnie jest czytelne i przejrzyste, więc czego chcieć więcej?

Ok, można chcieć trochę więcej myślenia przy projektowaniu, bo niektóre rzeczy się dublują. Jak np. obrotomierz, który zawsze jest widoczny z lewej strony, ale jednocześnie może być wyświetlane w tradycyjnej, kłowej formie. Albo czujnik temperatury silnika, który może być wyświetlany z prawej w formie cyfrowej, ale dubluje się z fizycznym, na lewo od ekranu. Poza tym wyświetlacz kierowcy wyświetla sporo przydatnych informacji, więc funkcjonalności zdecydowanie mu nie brakuje.

12-calowy ekran główny to znak rozpoznawczy flagowych modeli Forda. W tańszych wariantach wyposażenia ma on przekątną 10,1 cala. Pionowy układ z jednej strony jest dobry, bo skutecznie niweluje to odbłyski światła. Z drugiej wymaga przyzwyczajenia, bo jest umieszczony nisko, nie bardzo jest o co oprzeć rękę i trafienie w punkt nie zawsze się udaje. Pionowa powierzchnia mieści sporo informacji, bo np. cały czas widzimy ustawienia klimatyzacji, ale na plus jest jej ręczne sterowanie za pomocą przycisków pod wyświetlaczem. Częściowy, bo już ogrzewanie foteli włączamy na samym dole ekranu, więc warto z tym uważać w trakcie jazdy. Ale już w przypadku np. Android Auto jest to problematyczne, bo jeśli ustawimy obok siebie mapę i odtwarzacz muzyki, to wąska przestrzeń powoduje, że okienka są nieco za małe.

Interfejs jest na pierwszy rzut oka rozbudowany, ale wynika to głównie z tego, że dużo opcji jest często na jednym ekranie. Jak choćby wszystkie ustawienia asystentów, więc listy bywają długie. Ale sama obsługa jest wygodna i intuicyjna.

Na pochwałę zasługuje bardzo dobry system kamer 360, który przy aucie tych rozmiarów jest ogromnym ułatwieniem i warto do niego dopłacić. Przydaje się to oczywiście podczas parkowania, ale też podczas jazdy terenowej mamy podgląd tego, co mamy przed maską. Bo trzeba pamiętać, że przy jej wysokości nie widać tego, co jest 1-2 metry przed nami. Ułatwieniem jest też możliwość ręcznego włączenia świateł dookoła auta, dodatkowe lampy mamy np. w lusterkach, co doświetla przestrzeń wokół i wyraźnie poprawia obraz z kamery. Co ponownie, przydaje się zarówno przy parkowaniu, jak i jazdy w terenie.

Czytaj też: Test Honda ZR-V – to nie jest podniesiony Civic!

2.0 EcoBlue matkobosko tragedia!

Sylwia Januszkiewicz

Ford Ranger Wildtrak może przyprawić o zawał serca fanów silników potężnych silników benzynowych – mamy tutaj skromne 2.0 l EcoBlue Bi-Turbo o maksymalnej mocy 205 KM. Jeśli sądzicie, że to Widtraka przekreśla, radzę się zastanowić, po co kupujecie pickupa. Jeśli do ścigania się po mieście, to rzeczywiście słaby pomysł – trudno będzie rozpędzić się nim do 100 km/h poniżej 10s. 

Jeżeli pickup ma Wam służyć jako auto robocze, trudo byłoby o lepszą opcję. Chociaż Wildtrak został wyposażony w zawieszenie Soft-ride (komfortowe), da sobie radę z 90% wyzwań terenowych, a w trasie pozwoli na komfortową jazdę – mamy tutaj elektroniczną blokadę tylnego mechanizmu różnicowego, metalowe osłony i cały wachlarz trybów do jazdy terenowej, a do tego 500 Nm momentu obrotowego, więc nawet jeśli trochę się zakopiecie, albo postoicie na podmokłym terenie i auto się w nim zapadnie, ten moment obrotowy pomoże mu z niego bez problemu wyjechać. Wahałabym się tylko przed wjechaniem nim w miejsca radosnych zabaw fanów ekstremalnego off-roadu. Tutaj już stawiałabym na Rangera Raptora, albo przynajmniej na Wildtraka X zawieszeniem terenowym Bildstein. Terenowe opony chociaż…

Przy tak wychylonym zawieszeniu od strony kierowcy do środka trzeba się wdrapywać, ale już od strony pasażera można łatwo wskoczyć bez użycia progu

Co do samego napędu – Wildtrak ma oczywiście napęd na cztery koła, z możliwością manualnego oraz automatycznego sterowania napędami. Jeżeli korzystacie z trybu automatycznego oraz standardowego trybu jazdy, Ranger Wildtrak będzie z niego chętnie korzystał. Rzadko obserwowałam na wskaźniku napęd wyłącznie na tył – czasami mniej, czasami więcej, ale zazwyczaj część mocy przenoszona była również na przód. Jeżeli uruchomicie któryś z trybów terenowych, auto się nie cacka i w zależności od potrzeb (tryby: „ładunek/przyczepa”, „śliska nawierzchnia”, „błoto”, „piasek”) potrafi dowalić czerpać pełnymi garściami ze wszystkich kół po to żebyście stabilnie trzymali się drogi, niezależnie od tego, w jak trudnych warunkach jedziecie. Zmiana rtrybów jest sprawna, a auto będzie Was informowało o tym a jakiej konfiguracji napędu w danym momencie korzysta, więc będziecie mieć pełny obraz sytuacji.

Jedyny element jaki mi się nie spodobał, to przyciski do manualnej zmiany biegów. Takie malutkie przyciski z boku dźwigni, które trudno wyczuć i są po prostu niewygodne. Osobiście nie bawię się w reczną zmianę biegów jeśli akurat mam na stanie automat, ale osobom, które prefetują takie rozwiązania radziłabym przyjrzeć się tej kwestii przed zakupem.

Jeden pan w moich rodzinnych stronach posiada właśnie ten model. Dojeżdża nim na pola, które w zwykłym aucie pozostają niedostępne, przewozi ogromne ilości towarów potrzebnych do funkcjonowania gospodarstwa, a zimą podpina pod Wildtraka pług i odśnieża nim drogę. Gdyby chciał po prostu poszpanować – wystarczy opłukać go z błota. Gdyby chciał jechać na urlop do jakiejś głuszy, mógłby sobie zainstalować namiot na dachu voila, po co komu wynajmowanie domku. Auto dosłownie na każdą okazję, a do tego oszczędne, jak na pickupa oczywiście.

Czytaj też: Test Renault Clio E-Tech Espirit Alpine. Hybrydowe Clio lepsze niż w LPG?

Spalanie? Jak na tak duże auto Ford Ranger Wildtrack nie przyprawia o zawał serca

Sprawdziliśmy spalanie w następujących konfiguracjach:

Miasto11,3-16,0 l/100 km
Trasa do 90 km/h7,0 l/100 km
Trasa do 90 km/h w trybie „Śliska nawierzchnia”7,4 l/100 km
Droga ekspresowa (tempomat 120 km/h)8,0 l/100 km
Autostrada (tempomat 140 km/h)11,4 l/100 km

Biorąc pod uwagę jego masę, rozmiary i możliwości, Ford Ranger Wildtrak spala niewiele ropy i jako dodatkowy bonus mogę napisać, że dźwięk silnika układa się po tej przyjemniejszej stronie. Jasne, dopóki się nie nagrzeje, da się usłyszeć charakterystyczny klekot diesla, ale już po chwili mamy to czynienia z przyjemnym pomrukiem, który nie tylko nie męczy, potrafi też cieszyć, natomiast jeśli go porządnie przyciśnemy, potrafi również zawyć tak, że nagle brakuje chętnych do okupowania lewego pasa na autostradzie. Same przyjemne rzeczy.

Czytaj też: Test Suzuki Vitara – z zewnątrz liceum, ale w środku…

Kultura na drodze prawem nie towarem. A jak ktoś ma problem to poszczuję Rangerem!

Jazda tym autem po drogach szybkiego ruchu to w ogóle hit. Wracając z pracy do domu mam do pokonania ok 15 km ekspresówki, która na co dzień po 15 jest niemiłosiernie zatłoczona. Mamy 3 pasy w następującej konfiguracji: prawy zajmują TIRy, spokojnie posuwające się do przodu. Środkowy to osobówki, którym wydaje się, że ponieważ TIR-ami nie są, na pewno jadą szybciej. Rzeczywistość bywa co prawda zupełnie inna, ale hej, co ich obchodzi, że tamują ruch. Dla pozostałych szaraków pozostaje pas lewy na którym mamy mieszankę fanów GTA najeżdżających ludziom na zderzaki, stoików wyprzedzających auta na środkowym pasie z prędkością wyższą od nich o 5 km/h oraz normalnych ludzi, którzy nie szaleją, ale chcieliby jednak jechać szybciej, niż 80 km/h przy ograniczeniu 120 km/h. Zazwyczaj ląduję właśnie na tym lewym pasie ciesząc się, jeżeli warunki pozwolą mi na zawrotne 100 km/h. Kiedy wracałam z pracy Rangerem Wildtrakiem, nie mogłam się nacieszyć własnym szczęściem – jakoś tak pusto było na tym lewym pasie, wszyscy zjeżdżali na środkowy, nikt nie najeżdżał na mi na zderzak… Normalnie luksusowo! Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że niekoniecznie ruch jest mniejszy, tylko ja wszystkich straszę samymi rozmiarami. Nie byłam pewna, ale kiedy sytuacja powtórzyła się drugiego i trzeciego dnia, nabrałam pewności. Kto by pomyślał, że taka kobyła pozwoli mi wrócić z pracy szybciej, niż jakiekolwiek efekciarskie, sportowe auto?

Inną kwestią jest to, że również w mieście Ford Ranger uczy innych kultury. Tylko skończony samobójca, albo zwyczajnie osoba niedowidząca spróbuje chamsko wciąć się pod maskę. Świadomie lub nie do końca. To jednak jednostkowe przypadki, bo na ogół auto tych rozmiarów zwyczajnie uczy innych kultury jazdy,

Naprawdę trudno mi znaleźć w Wildtraku wady, a kiedy spojrzałam na ceny, jeszcze bardziej utwierdziłam się w tym przekonaniu.

Czytaj też: Test Toyota Corolla Touring Sports – Corolla to w Polsce nowy Passat, ale tego modelu możesz nie znać

Ford Ranger Raptor kosztuje bardzo rozsądne pieniądze

Ceny Rangera wahają się między 146 250 zł a 259 950 zł plus ewentualne pakiety dodatkowe, więc przestrzał cen jest ogromny, ale chodzi tutaj o znacznie więcej, niż wybór pomiędzy tapicerką materiałową a skórzaną. Cztery konfiguracje kabiny, 3 wersje silnika, 3 rodzaje skrzyni biegów, 3 wersje zawieszenia i różne konfiguracje dotyczące opcji terenowych to dopiero początek wyborów jakich musi dokonać kupujący i uwierzcie, da się to skonfigurować tak, żeby Ranger spełniał swoje zadania i nie zabił Waszego portfela.

Spójrzmy na Wildtraka – model, który testowaliśmy. W wersji z silnikiem 2,0 Ford EcoBlue BI-TURBO 205 KM (dostępny jest również z silnikiem 3,0 V6 Ford EcoBlue – 240 KM) kosztuje 209 600 zł. Dodatkowo wyposażono go w pakiet Off-road za symboliczne 1 500 zł oraz pakiet Technology 65 za 3 000 zł, co daje nam w sumie 214 100 zł.

Za tę kwotę macie wspomniany wcześniej silnik z 10-biegowym automatem, napęd na cztery koła, z możliwością manualnego oraz automatycznego sterowania napędami, opcje do jazdy terenowej o których wspominała wcześniej, elektronikę o której wspominał Arek, skórzaną tapicerkę, system monitorowania martwego pola, świetnie działający tempomat adaptacyjny, system kamer 360°, elektrycznie regulowany fotel kierowcy, podgrzewane przednie fotele… Wszystko o czym tutaj pisaliśmy. Wszystko, czego możecie potrzebować. OK, możecie jeszcze dobrać pakiet z hakiem holowniczym i asystentami ułatwiającymi jazdę z przyczepką – wtedy dodatkowy pakiet technologiczny będzie Was kosztował jeszcze 5 450 zł, ale wtedy już naprawdę trudno byłoby dodatkowo wydziwiać.

To wszystko za niecałe 220 000 zł? Za świeżutkie auto z salonu? To wręcz śmiesznie niska cena.

Czytaj też: Test Ford Ranger Raptor. Bestia w terenie i postrach ulic w mieście

Jak zostałam fanką pickupów…

Pamiętam swoje przerażenie, kiedy odbierałam Raptora do testu. Matko kochana, dlaczego? Dlaczego ja?! Jak ja się tym cholerstwem przecisnę przez Warszawę?! Podczas odbierania  Wildtracka, Arek śmiał się z mojej rozanielonej miny. Nie tylko kompletnie nie martwiłam się jego pokaźnym cielskiem, ja się na jego widok cieszyłam jak dziecko!

Przygoda z Fordami Rangerami uświadomiła mi, że po pierwsze pickupy rządzą, a po drugie – Ford ogarnia ten temat jak mało który producent. Gdybym potrzebowała auta roboczego, pierwszym miejscem w jakim bym zawitała byłby dealer Forda. Ta imponująca, wręcz kozacka sylwetka, postrach jaki budzi, możliwości jakie daje kierowcy, to połączenie solidnej terenówki z nowoczesnymi technologiami, a wszystko to za cenę oscylującą w granicach BMW X2. Czekajcie, będę szczera… Wystarczyłoby mi mieszkanie poza miastem, a pewnie zrobiłabym dokładnie to samo. Ja, fanka małych, miejskich autek. Cóż, tylko krowa nie zmienia zdania.